Witajcie!
Dziś chcę się z Wami podzielić wspomnieniem,jeszcze bardzo świeżym.
Rok temu o tej porze miałam jeszcze wspaniałą koleżankę, ciepłego i dobrego człowieka.
Miałam ogromne szczęście poznać i pracować z kimś takim
.Zawsze gdy zmieniałyśmy się dyżurami dostawałam od niej mandarynkę z narysowana uśmiechnięta bużką ,albo w książce raportów znajdowałam narysowane dla mnie słoneczko.Nasze esemesy wyglądały tak":)" lub tak ":("lub dzwoniła i mówiła-" chciałam Ci tylko powiedzieć,ze Cię kocham"
Opowiem Wam historię niezwykłej walki mojej kochanej Małgosi.
Małgosia-zawsze mówiłam jej,ze wygląda jak dziewczynka z obrazów Wyspiańskiego-jej ogromne niebieskie oczy patrzyły z pod długich blond włosów.Mimo,ze pracowałyśmy razem Gocha od długiego czasu była na zwolnieniu,ponieważ potrącił ją samochód-szczęściem w nieszczęściu miała "tylko" złamaną nogę,lecz niestety nie chciała się ona za nic zrosnąć.Z powodu trudności z chodzeniem miałam pojechać do niej i zaszczepić na grypę.W przed dzień Gocha zadzwoniła i powiedziała,żebym przyjechała ,ale bez szczepionki,bo powiększyły jej się węzły chłonne po jednej stronie,ale żebym się nie martwiła bo często przy byle infekcji tak się u niej dzieje.Dodatkowo powiedziała,ze chyba coś ją łapie,bo boli ją brzuch.Wzięliśmy to na karb ogromnej ilości leków ktore przyjmowała,a które miały przyspieszyć zrost złamanej nogi.Lecz ból nie mijał,a wręcz się nasilał.USG wykazało że w jamie brzusznej coś jest.Gosia trafiła do szpitala z diagnozą guza i na operację.
Póżniej okazało się ,że lekarz otworzył jej brzuch i ...praktycznie zamknął,gdyż nowotwór był wszędzie.Ponieważ choroba bardzo gwałtownie ją wyniszczyła poprosiłyśmy w pracy o wypisanie syropu dla pacjentów nowotworowych,lecz ponieważ jest on bardzo wysoce refundowany musiałyśmy mieć podkładkę w postaci wypisu ze szpitala.Gosia długo nie chciała nam go dać,bo cytuje BĘDZIECIE SIĘ MARTWIĆ.Gdy w końcu nam go dała było napisane-nowotwór 4 stopień,chemioterapia paliatywna.Szok!
Gosia sama wychowywała niespełna 18 letniego syna.Uwierzcie mi niezwykle trudno w takiej sytuacji rozmawiać z bliską osobą,bo niby jak omijać wiadomy temat?Czy czekać na znak tej drugiej osoby?Pewnego dnia usłyszałam-NIE MARTW SIĘ KASIU,JA SIĘ ŁATWO GODZĘ Z TAKIMI RZECZAMI..I tak było NIGDY nie usłyszałam dlaczego ja?Ale nadzieja umiera ostatnia ,pamiętam jak w trakcie jakiejś naszej rozmowy Gosia powiedziała-"wiesz JEŚLI uda mi się z tego wyjść to już zawsze będę gruba"Był czas ,ze starała się żartować na temat swojej choroby i pamiętam jak po kolejnej chemioterapii zadzwoniła do mnie i powiedziała,że wypadły jej włosy i wygląda jak Zgredek z Harrego Pottera.Albo jak powiedziała-"e tam,do dupy ta chemia,powiedzieli,ze wszystkie włosy mi wypadną,a TAM nie wypadły -oszustwo"
A potem....już nie było takich rozmow.Był czas,że nie chciała nikogo widzieć,nie odbierała telefonów.Ale my obiecałyśmy!Mówiąc "my" mam na myśli moje koleżanki w pracy.Gdy padła diagnoza Gosia powiedziała-"obiecajcie że mnie nie zostawicie"Nie zostawiłyśmy!Mam ogromne szczęście pracować ze wspaniałymi osobami!
Gdy dostałyśmy wiadomość ,że Gosia miała udar,natychmiast pojechałyśmy,do szpitala,a tam okazało się że to nie udar,a zakrwawił jeden z przerzutów w głowie.Następstwa były jak po udarze-prawostronny paraliż.Starałyśmy się być na każde skinienie i pamiętam jak Gosia u której byłam w dzień poprosiła ,żebym przyjechała do niej wieczorem.Przyjechałam i pamiętam,ze strasznie bałam się ją wykąpać-ja która robiłam to setki razy na prawdę bałam się.A ona bidulka pomagała mi jak mogła-wtedy juz nie wstawała,poruszała tylko lewa stroną z całych sił mi pomagała.Mimo,ze ważyła wtedy już może ze 40 kg to takie bezwładne ciało wydaje się dużo cięższe,a ona tą jedną łapką starała się podciągać do góry,unosić,aby mi pomóc.Wtedy to po raz pierwszy i ostatni Gonia powiedziała-KASIU OKROPNIE JEST.. To były jedyne słowa skargi,żadne inne nigdy już nie padły.Pamiętam też ,ze wtedy poprosiła ,aby porozmawiać z jej Mamą,która nie chce pochować jej w dzinsach.Nigdy przez tyle lat nie widziałam naszej Megi inaczej jak właśnie w dzinsach.Takich trudnych rozmów było między nami kilka.
Wtedy już modliłam się "Panie Boże-wóz albo przewóz.Ulituj się w którą kolwiek stronę"Pewnie niektórym z Was podpadnę ,ale taka choroba odziera człowieka z godności,człowieczeństwa.Ciało już nie było Małgosi,ale i cała reszta też jakby gdzieś ulatywała.Przerzuty w głowie były na tyle zaawansowane,ze zmieniły zupełnie osobowość Gosi.Po kilku dniach dostałyśmy wiadomość,ze Gosia straciła przytomność i jest w stanie śpiączki.Musiałyśmy pojechać do niej pożegnać się.Żeby nie robić tłoku jechałyśmy po dwie,ja miałam pojechać z moją kochaną Hanulką,ale ona miała popołudniówkę w pracy i miałyśmy pojechać po pracy,ale cały czas dzwoniłam do Hani,ze nie zdążymy,ze Gosia odejdzie bez nas,a ja sama bałam się pojechać..Hancia mówiła -nie bój się Megi na nas poczeka.I poczekała.Co więcej po dwóch dniach odzyskała przytomność,lecz jej stan był terminalny.Pani doktor powiedziała cytuje-Ze na chwilę obecną przerzutów nie ma tylko...w rzęsach i brwiach.Gosia została przeniesiona do hospicjum.Tam przy przyjęciu dawano jej...dwa dni.Ale Gonia żyła jeszcze blisko trzy tygodnie.Pamiętam jak mówiła ,ze chciałaby dożyć 18-tki Rafała swojego syna.Zabrakło 9 dni.
Często też wspominam nasze ostatnie spotkanie już w hospicjum na kilka dni przed śmiercią.Kiedyś na Gwiazdkę dostała ode mnie aniołka takiego najzwyklejszego,gipsowego.Gonia ogromnie go lubiła i przez wiele lat stał w naszym gabinecie i miał za zadanie nas chronić.Siedziałyśmu przy niej- ja ,Hania i siostra Małgosi,Joasia.Gdy przyszedł czas się pożegnać czułam,ze więcej się juz nie zobaczymy.Wyszłam.Gdy już byłam na zewnątrz zawołała mnie siostra Gosi,że mam koniecznie wrócić.Wróciłam,usiadłam przy niej na łóżku, a Ona przytuliła mnie tą jedną łapką i powiedziała-KASIU PAMIĘTAJ ABY DAĆ MI TAM MOJEGO ANIOŁKA.Pamiętałam.
Odeszła 19 listopada.Miała 45 lat.
Mam wielki sentyment do wszystkich Małgoś-w każdej widzę kawałek tej mojej.Co więcej jedna z Was wcale nie Małgosia ogromnie mi ją przypomina.Pokażę Wam aniołka którego kupiłam bo wygląda zupełnie jak Gosia.
Przed pierwszymi świętami po odejściu Małgosi bliski przyniósł nam jej zdjęcie,na którym jest piękna,ze słowami-"żeby przez święta mogła być z Wami" .Cały czas jest!
Nie wiem czy nie skasuje tego posta, i czy dacie radę tak długiego przeczytać,ale na razie jest,bo tak na prawdę zostaje po nas czyjaś ...pamięć,a ja mojej Megi nie zapomnę:)
Płakałam czytając ten tekst.
OdpowiedzUsuńJa przeżyłam również taką śmierć - moja kuzynka miała tętniaka mózgu, który spowodował utratę przytomności, potem kolejno paraliż, śpiączkę i śmierć w bardzo krótkim czasie. Kiedy była w śpiączce odwiedziłam ją w szpitalu. To był straszny widok i kiedy ją zobaczyłam, wiedziałam, że to jest nasze pożegnanie. Miała 27 lat, zostawiła 3letnią córeczkę. Najgorsze i zarazem pocieszające jest to, że mimo takiej śmierci bliskiej osoby życie toczy się dalej, choćby się nie chciało...
Nie mam słów Kasiu.....Myślę, że u wielu osób, tym tekstem uruchomisz wspomnienia. Tak jak u mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Kasiu, nie kasuj...
OdpowiedzUsuńczytając płakałam :-( Myślę, że w pewnej części wiem przez co przechodziła Twoja koleżanka :-( U mnie wystarczyła chemioterapia i radio... ale i tak uważam to za NIESPRAWIEDLIWE, ŻE JEDNI WYGRYWAJĄ A INNI ODCHODZĄ ;-(((
OdpowiedzUsuńw połowie tak się już rozpłakałam ,że myślałam ,że nie doczytam do końca !!! proszę Cię nie kasuj , ja aż nie wiem co mam napisać to niesamowita , niesamowicie przejmująca i przykra ale także i bardzo wzruszająca historia , to nie wyobrażalne co czuje osoba przechodząca taki koszmar w najgorszych momentach i najbliższe jej osoby które nie wyobrażają sobie życia bez tej kochanej osoby...
OdpowiedzUsuńZ trudem powstrzymuję łzy. To takie smutne , czemu tak młoda osoba musiała odejść, zostawić syna. Życie tak często bywa okrutne. Dobrze,że Małgosia,miała wokół siebie dobrych ludzi, przyjaciół.
OdpowiedzUsuńTeż mam mokre oczy.
OdpowiedzUsuńTakimi wspomnieniami zawsze warto się dzielić abyśmy zawsze pamiętali o ludziach i rzeczach , które są w życiu najważniejsze.
OdpowiedzUsuńWzruszająca historia historia, wzruszająca przyjaźń! Moja najlepsza koleżanka o imieniu również Małgosia, odeszła w wieku 34 lat zaskakując wszystkich, po operacji tarczycy. Serce odmówiło posłuszeństwa. Jechałam do szpitala, by z nią pożartować, jak zwykle, ale łóżko było puste!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, ale kończyłam z klawiaturą zalaną łzami... Nie kasuj, takie tematy też są potrzebne.
OdpowiedzUsuńBrak słów i łzy ... tak trudno godzić się ze śmiercią wspaniałych ludzi ...
OdpowiedzUsuńpięknie napisana smutna historia. Żal. Nie usuwaj posta.
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś przyjazn ,myslę ze najprawdziwszą .
OdpowiedzUsuńCzytałam z ogromnym wzruszeniem .
Żal tej wspaniałej i pięknej duchem Kobiety,żal że los przyniósł jej tak okrutną chorobę i tak tragiczne jej zakończenie,żal tych wszystkich którzy drodzy naszemu sercu odeszli na zawsze zostawiając po sobie już tylko wspomnienia.....
OdpowiedzUsuńtak... nie sposób nie płakać i zawsze się pamięta... ja czytając miałam wciąż przed oczyma moją koleżankę ze studiów... wspaniała żywa dziewczyna, dusza towarzystwa... miała 35 lat i dwie małe córeczki... z dnia na dzień zaczęła czuć się coraz gorzej, bardzo szybo wylądowała w szpitalu... diagnoza - zaawansowany rak jelita grubego... szybka operacja - ledwo ją odratowali... odcięła się od nas kompletnie, nie odpisywała na e-maile, nie odbierała telefonu... po pierwszej chemii udało mi się nawiązać z nią kontakt... zmizerniała ale pełna nadziei przyjechała do mnie po materiały... chciała jeszcze wznowić studia ... dwa tygodnie później dowiedziałam się że zmarła ... dziś widzę ją w każdej promiennej dziewczynie z burzą kręconych loków. Takich osób się nie zapomina :(
OdpowiedzUsuńDobrze, że napisałaś ten post, nie kasuj go...
OdpowiedzUsuńSiostra mojej Mamy długo umierała na raka, w niewyobrażalnych cierpieniach i ona, która bała się bólu zęba, nie skarżyła się, nie buntowała w chorobie. Mój teść, do ostatnich chwil wierzył,że wyzdrowieje,nie udało się, przegrał. Ale walka o życie mojego bratanka i mojej siostrzenicy skończyła się sukcesem.
Mnie też się udało...
nie kasuj tego posta.
OdpowiedzUsuńPiekne wspomnienie.
Mnie w tym wszystkim żal JEJ syna...
proszę...nie kasuj
OdpowiedzUsuńŻaden człowiek nie jest samotną wyspą; każdy stanowi ułamek kontynentu, część lądu (...) śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Dlatego nigdy nie pytaj, komu bije dzwon; bije on tobie.
OdpowiedzUsuńErnest Hemingway, Komu bije dzwon
Kasiu, nasz świat umniejsza się niestety z każdą piękną osobą. Można mieć nadzieję, że po drugiej stronie wszyscy się spotkamy. Ściskam malutka :*
... Usiądę obok Ciebie i pomilczmy , bo słowa nie są potrzebne.
OdpowiedzUsuńwspomnienie o prawdziwej przyjaźni i oddaniu.
OdpowiedzUsuńzostaw je...
[*] ..............................
OdpowiedzUsuńzabrakło mi słów... współczuję...
.............piekny post, smutny post.I niech tak zostanie.jest czescia Twojego zycia, Twoich wspomnien.)
OdpowiedzUsuńWzruszajaca historia, trudno jest nam sie pogodzic gdy nasi bliscy ktorych kochamy odchodzą
OdpowiedzUsuńKasiu Najlepsza...nie kasuj...ten Aniołek który dałaś Meg został z Nią do końca, tak jak TY...Ty byłaś Jej Aniołem...nie kasuj...
OdpowiedzUsuńCzytałam ten post zaraz po dodaniu ale nie zostawiłam komentarza bo po prostu nie mogłam, przypomniała mi się ciocia, brat mojego męża (21 lat). Ohh no i dalej to samo łzy same lecą. Ja się pytam dlaczego dobre osoby tak szybko odchodzą a te żule spod sklepu które piją denaturat, żyją w skrajnych warunkach, ich nic nie rusza. Gdzie tu jest sprawiedliwość a na tematy religijne nie wchodzę bo dawno przestałam wierzyć. Kasiu moja ciocia przed śmiercią strasznie się martwiła że tu jeszcze jest a tam jej było dobrze. Zawsze trzymam się tej myśli że dobrym osobą tam jest lepiej niż tu.
OdpowiedzUsuńKasiu, nie wiem co napisać. Płaczę sobie tak po cichutku. To był dla Ciebie trudny czas i zapewne szkoła życia. Ja swoją otrzymałam od losu na trzy miesiące przed ukończeniem osiemnastki. Wtedy na moich rękach odeszła moja ukochana babcia. Skończyło się moje beztroskie dzieciństwo w krainie wiecznej szczęśliwości. Długo nie mogłam się z tym pogodzić. Ale babcia mi pomogła z tego innego świata. I do dziś choć minęło już 30 lat wiem, że jest ze mną. Pozdrawiam Cię cieplutko i przytulam. Ania:)
OdpowiedzUsuńSmutne,ale i piękne wspomnienie,trzeba żałować bliskich,ale trzeba też ich wspominać,bo wtedy zawsze z nami są
OdpowiedzUsuńNie kasuj Gosiu, ja tutaj odnalazłam wspomnienie o Zosi i Dorotce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję za Twoją wrażliwość. Ci, którzy odeszli, są ciągle naszą miłością- MIŁOŚĆ NIE UMIERA...
OdpowiedzUsuńO mały włos i bym się rozpłakała
OdpowiedzUsuńSmutna historia
Pozdrawiam
Bardzo smutna historia. Nie dawno żegnałam babcię, która też umierała na tą straszną chorobę...
OdpowiedzUsuńNie potrafię napisać tego co bym chciała, ale strasznie ciężkie to wszystko było
Pozdrawiam
Nie kasuj,nie wolno:((((((((((
OdpowiedzUsuńZalana łzami powiem tylko za innymi..nie kasuj, proszę...
OdpowiedzUsuńNie usuwaj tego posta Kasiu, zrobiłaś to dla pamięci Małgosi...
OdpowiedzUsuńTrudne ,ale piękne wspomnienie cudownej osoby,czytając miałam przed oczami swoją mamę,ona też była cudowną osobą,długo chorowała i nigdy nie narzekała,martwiła się tylko bardzo ,że zostawi nas-swoje trzy małe córeczki.Dobrze starzy ludzie mówią,że Pan Bóg zabiera do siebie w pierwszej kolejności te najlepsze,cudowne osoby,bo tyli złymi nie chce się otaczać-moja mama miała 28 lat,ściskam Cię mocno.
OdpowiedzUsuńJezu! Spłakałam się !
OdpowiedzUsuńPopłakałam się, wspomnienia odżyły wyjątkowo gwałtownie... Zostaw tu tego posta.
OdpowiedzUsuńWspaniały, pouczający, wzruszający post o pięknej przyjaźni....myślę, że Małgosia miała dużo szczęścia mając Ciebie koło siebie...do końca..:(
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię...
Nawet w obliczu śmierci przyjemna jest świadomość posiadania przyjaciela.
OdpowiedzUsuń— Antoine de Saint-Exupéry
Takie słowa mi się jeszcze przypomniały....
W takich sytuacjach pozostaje pytanie DLACZEGO ?
OdpowiedzUsuńA tych dlaczego jest bardzo dużo.Chyba większość z nas ma takie osoby,które odeszły przez tą chorobę.Przeczytałam tego posta wczoraj i ciągle o tym myślę :( Ale przyłączam się do próśb nie kasuj tego.Aha i dodam jeszcze,że mieć taką przyjaciółkę jak Ty to skarb.
Ona jest cały czas, póki o niej pamietacie.I jest bliżej niz nam się to wydaje:)
OdpowiedzUsuńChoć ze śmiercią mam do czynienia na co dzień, to i ta historia spowodowała, że zakręciła mi się łza w oku bo jest to historia smutna, ale zarazem wesoła - wesoła bo o przepięknej przyjaźni :) Niech na zawsze zostanie w Waszych serduszkach :)
OdpowiedzUsuńPs. Nie kasuj...
Kasiu, niezmiernie rzadko się wzruszam do łez. Tym razem nie byłam w stanie przeczytać mężowi twojego wpisu, bo głos mi się łamał, a łzy kapały. Opisałaś piękną osobę, to jak jej pomnik... Już nic nie napiszę, tylko przytulam mocno. I nie kasuj tego wspomnienia, takie jest piękne i prawdziwe...
OdpowiedzUsuńTez kiedyś przeżyłam coś podobnego ....Miała na imię Dorota tak jak Ja ......to już osiem lat jak Jej nie ma ...a Ja wciąż tęsknię ..Nie kasuj proszę tego posta.
OdpowiedzUsuńKasiu, jaka smutna opowieść.. Az brakuje słów by cokolwiek napisać...........
OdpowiedzUsuńKasia nie kasuj. Miałam taki sam dylemat ostatnio. Pięknie opisałaś swoją przyjaciółkę. Smutna wzruszająca historia. Pozdrawiam 3maj się ciepło
OdpowiedzUsuńnie jestem w stanie nic sensownego napisać:((
OdpowiedzUsuńA tekst smutny i piękny...
OdpowiedzUsuńKasiu, to ważne, aby pamiętać i dzielić się tą pamięcią z innymi, nie kasuj........ Zobacz, ile osób teraz będzie pamiętać o twojej Gosi....... Strasznie się wzruszyłam.........
OdpowiedzUsuńKasieńko, raz jeszcze chciałam ci podziękować za twoje dobre serce, jesteś prawdziwym aniołem, zajrzyj, proszę na maila, pozdrawiam najserdeczniej, Ania :))
Ja też nie jestem w stanie nic sensownego napisać, ryczę jak bóbr :(
OdpowiedzUsuńŻycie jest ulotne i kruche, czasem nie dostrzegamy tego......
OdpowiedzUsuńdobrze mieć taką przyjaciółkę... spotkało ją wielkie szczęście mając ciebie
OdpowiedzUsuńKasiu, nie umiem napisać, jak bardzo Wam współczuję...NIe kasuj tego, co napisałaś... Twoja Megi pewnie patrzy na Ciebie z góry niczym Anioł i ciszy się, że tą opowieścią przekazałaś nam tyle wspaniałych rad jak żyć...
OdpowiedzUsuńPiękny tekst i Wasza przyjaźń ponad wszystko...ukradkiem łzy ocieram....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wybacz mi proszę, jestem facetem, ale czytając Twoją opowieść spociły mi się oczy. Zapamiętaj swoją Gosię jak najbardziej radosną i pełną życia.To wspaniała opowieść, która pokazuje, że śmierć nie wybiera i przychodzi w najmniej spodziewanym momencie.Proszę, przyjmij moje słowa współczucia a posta pozostaw ku pamięci Gosi.
OdpowiedzUsuńKasieńko kochana beksa ze mnie okropna ale nic na to nie poradzę.
OdpowiedzUsuńŚciskam Ciebie czule i Megi też. Ufam, że jest jej teraz dobrze. Pozostał syn, dopiero ma 19 lat. Jak on sobie radzi? Koniecznie mi napisz, bo będę myśleć i myśleć...
Kasiu nie kasuj posta , ślicznie opisałaś historię choroby Małgosi ale sie napłakałam i przypomniało mi sie jak moja babcia chorował na tą paskudna chorobę ....
OdpowiedzUsuńŁzy się cisną do oczu... Kasiu kochana tak pięknie to napisałaś ... Małgosia na pewno teraz patrzy na bliskie jej sercu osoby z góry. Dlaczego tacy wspaniali ludzie,o tak dobrym sercu tak szybko odchodzą ? żal za gardło ściska Kasiu jesteśmy
OdpowiedzUsuńz Tobą Wyrazy współczucia Bliska mi osoba tak odeszła nie godząc się na operacje, która i tak by nie pomogła jak się później okazało ... ;-( Wspomnienia wracają
Kasiu nie kasuj absolutnie posta Jednym tchem czytałam ;-(
Bardzo wzruszający post. Tak to niestety w życiu bywa...
OdpowiedzUsuńNie napiszę nic... Po prostu... utulam mocno :*
OdpowiedzUsuńKasiu,po prostu ryczę. Napisałaś cudny tekst. Nic więcej nie mogę napisać. Mocno przytulam.Nie kasuj tego tekstu.
OdpowiedzUsuń..nie wiem co napisac..nie kasuj tego posta,ku pamieci Twojej Przyjaciolce.
OdpowiedzUsuńUsciski
Bardzo,bardzo piękne wspomnienie.
OdpowiedzUsuńLeopold Staff - "Kochać i tracić"
OdpowiedzUsuńKochać i tracić, pragnąc i żałować,
Padać boleśnie i znów się podnosić,
Krzyczeć tęsknocie "precz!" i błagać "prowadź!"
Oto jest życie: nic, a jakże dosyć...
Zbiegać za jednym klejnotem pustynie,
Iść w toń za perłą o cudu urodzie,
Ażeby po nas zostały jedynie
Ślady na piasku i kręgi na wodzie."
Tak mi "refleksyjnie smutno"
Bardzo wzruszająca historia,opisałaś to z takimi emocjami,jakie to bolesne stracić taką przyjaciółkę.Nasze życie to jedna wielka niewiadoma,początku nie pamiętamy a końca nie znamy:)
OdpowiedzUsuńpiękne jest to co napisałaś....
OdpowiedzUsuń[*]
Brak mi słów... pięknie opisałaś tę historię. Ku pamięci...
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, do końca, nie kasuj posta, to ważne co piszesz i codziennie uświadamiam sobie jak kruche jest nasze życie i czy aby na pewno dożyjemy jutra....
OdpowiedzUsuńMiałaś szczęście mieć przy sobie niesamowicie silną Osobę, od której my wszyscy możemy się wiele nauczyć....
Podziwiam Cię za to w jaki sposób potrafiłaś do samego końca być z Gosią, chylę czoła.....
Niech spoczywa w spokoju.
Ściskam i współczuję.
nie kasuj Kasiu, nie kasuj- piekne rzeczy napisalas. pamiec jest zawsze najwazniejsza. moja ciocia bardzo podobnie zmarla i zostawila 19latka. ale taka ciocia aniol- zawsze blisko, zawsze usmiechnieta, zawsze pomocna. tesknie za nia cholernie a to juz 3rok zaczyna mijac. naprawde trzeba kochac ludzi bo nigdy nie wiemy kiedy odejda...
OdpowiedzUsuń... piękne z Was dziewczyn i piękne, że jesteście i w takich chwilach i w tych radosnych, bo pięknych wspomnień na pewno macie nie mało!
OdpowiedzUsuńEch... łezka mi się zakręciła i w gardle ścisnęło...
dokladnie 31 lat temu przezylam podobna historie,to byla moja najukochansza Mama...mialam wtedy 20 lat a dzis sama jestem w Jej wieku.Czasem wydaje mi sie jakby to bylo wczoraj...nie lubie listopada...prosze,nie kasuj tego postu...mam oczy pelne lez,pozdrawiam serdecznie Ela
OdpowiedzUsuńNie kasuj! Płacze i nie mogę powstrzymać łez. To piękna historia. Ja sama byłam już jedną nogą na tamtej stronie, ale mnie się udało. miałam więcej szczęścia. Ściskam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCiesze się, że nie skasowałaś tego posta, choć ryczę jak bóbr....... Moja mama odeszła 31 października, też wiedziała, że niedługo, że ratunku nie ma, byłam przy niej, zrobiłabym wiele, żeby Pan Bóg jej nie zabrał, ale widać nie chciał mnie słuchać, a modliłam się ze wszystkich sił, byłam w ciąży, zagrożonej, miałam się oszczędzać, nie denerwować, ale jak ??? a potem usłyszałam : życie za życie !!! minęło 20 lat, a ja nadal się zastanawiam i pytam dlaczego ???
OdpowiedzUsuńTwoja Gonia jest z Tobą, zawsze będzie, bo przyjaciele nie odchodzą, zostają w nas .....
(margolcia)
OdpowiedzUsuń~~~Powoli,spokojnie dmuchnął...
chodź do mnie i gaśnij Płomyku.
Powiedział.
Poszłaś,a na niebie błysnęła nowa gwiazda~~~
{*}
Ja w marcu br straciłam ukochaną babcię,a nie dalej jak kilka dni temu dowiedziałam się,że siostra mojego męża ma nowotwór złośliwy nerki ;-(
dziewczyna ma 32 lata...póki co,trwam w jakimś szoku,wierzę,że ta diagnoza się jednak nie potwierdzi,bo to przecież niemożliwe,prawda?!
widziałyśmy się w środę na kawie i jakoś tak ciężko nagle było rozmawiać.Nie wiedziałam co powiedzieć,o co zapytać,ona zaś na sucho przedstawiała fakty-guz jest centralnie umieszczony,są jakieś zmiany na wątrobie i jajnikach,kolejne badania,za tydzień rezonans i czekamy...potem niby jak nigdy nic-bawiła się z moją 3-letnią córeczką(jest jej mamą chrzestną)-w tej zabawie nie było już dawnej radości,gdzieś padł cień tego co się wydarzyło...ja patrząc na nią uciekałam myślami gdzie się da,by się przy niej nie rozpłakać,bo marne byłoby moje podnoszenie na duchu.
Tak bardzo boję się tego,co będzie...
Witam trafiłam od Zorki przeczytałam zachłannie ten własnie post ponieważ w pewnym sensie to odzwierciedlenie mojej sytuacji mojej i Jego...
OdpowiedzUsuńMiał 34 lata skończył 16 stycznia 2009 równo 4 miesiące później stałam nad jego grobem i patrzyłam jak trumna spuszczana jest w dół.
Trafił do szpitala z ostrym bólem brzucha otworzyli, zaszyli powiedzieli 2,5 do 3 miesięcy życia nie pomylili się było mu dane 2,5. Nowotwór był wszędzie cała jama brzuszna, żołądek to jeden duży nowotwór. Ale on tak wierzył, że da rade tak bardzo wierzył. Nigdy się nie poskarżył nigdy nie powiedział "dlaczego ja"?? Powiedział "rozumiem, że ktoś musi na to chorować trafiło na mnie szkoda, że nie na tyle lekko, żebym dał radę..." Gdy było już bardzo źle mówił, że gdyby ktoś chciał wziąć go w nocy pozwolił by bo jest już bardzo zmęczony.... Prosił pochowaj mnie w jeansach tych, które dostałem od Ciebie w prezencie. Pochowałam...
Dałam tam tez kawałek siebie.... Zmarł 13 maja 2009 roku. Niemożliwe, żeby nam? Żeby on? Przecież jego syn potrzebuje go najbardziej na świecie, przecież on kochał syna swego najbardziej na świecie. On nie pytał dlaczego ja ale ja pytam dlaczego ON?? Wiem, że nie jedyny ON, że wielu takich ON ale dla mnie najważniejszy, najukochańszy, najcenniejszy. Staję nad grobem i do dzisiaj mimo 5 lat pozbierać się nie umiem i pewnie nigdy nie nauczę. Tęsknie jak pies i będę zawsze.